Juz prawie miesiac minal od powrotu z Islandii. Wszystko sie wysmienicie udalo a Islandia jest przepiekna. Bardzo polecam. Może zacznę od tego, że trudno było znaleźć ekipę wśród znajomych, ale za to znalazła się za pośrednictwem stronki globtroter.pl. Skład skompletowaliśmy dobre 5 mscy przed wyjazdem. Znając się wirtualnie i z kilku spotkań przy piwku, zaopatrzeni w doskonałe nastroje ruszyliśmy.
Nie zdecydowalismy sie na objezdzanie wyspy dookoła. Sporo czytałam na temat Islandii i najbardziej ciekawiła mnie część najbardziej dzika, a towarzysze przystali na ten pomysł. A czasu by nie starczyło, by objechać wszystko. W związku z tym skupilismy na Fiordach Zachodnich głównie i Północy, na koniec Reykjavik i okolice. Pierwszego dnia mieliśmy do przejechania ok 400km, wybraliśmy drogę wzdłuż wybrzeża. Ochów i achów nie było końca, tak samo postojów na zdjęcia. Dojechaliśmy zmęczeni do hostelu, który zaopatrzony był w minigorący basen, dobra regenaracja po trasie. Drugi dzień - dystans podobny, mieliśmy penetrować już same Fiordy Zachodnie. Dojechaliśmy do imponujących klifów (Latrabjarg - najdalej na zachód wysunięta część Europy), tam też polowaliśmy na urocze maskonury. Nocleg mieliśmy w przytulnym i ciasnym hostelu prowadzonym przez ok 80-letniego właściciela, bardzo dbającego o gości (jako jedyny podczas naszej wycieczki z każdym sie przywitał i przedstawił) - http://www.hostel.is/Hostels/Korpudalur/ Fiordy Zachodnie zrobiliśmy na wariata, a zdecydowanie to jest miejsce, gdzie można spędzić kilka dni, zapuścić się gdzieś na nogach, my głównie jeżdziliśmy. Dobrze, że noc nas chociaż nie ograniczała
:) Następnie znowuż wybrzeżem dojechaliśmy do naszego kolejnego noclegu w miejscowości Skagastrond. Tutaj skorzystaliśmy z serwisu Airbnb (https://www.airbnb.pl/rooms/158736). Zdecydowanie najprzyjemniejsze lokum noclegowe podczas wyprawy. Po drodze do nastepnego celu zatrzymaliśmy sie przy imponującym klifie Skagaheiði, gdzie "zaatakowały" nas konie. Lekka konsternacja nas ogarnela, jak całe stado na nas ruszyło
:) Ale miały pokojowe nastroje, oczekiwały chyba smakołyków, i dość szybko straciły zaintersowanie. Kolejny dzień - Akureyri i okolice (nocleg tu http://www.hostel.is/Hostels/Dalvik/,przyjemny bardzo hostel, fajnie urządzony). Tutaj Udało się wjechać nieco w Interior. Chłopacy się uparli by dojechać do wodospadu zaznaczonego na mapie. Szczerze to zaczynałam wątpić, że tam w ogole dotrzemy - droga kręta, żużlowa, a krajobraz coraz bardziej księżycowy. Ostatecznie dotarliśmy, ani żywej duszy dookoła, a wodospad rzeczywiście robił wrażenie. W okolicach jeziora Myvatn trafiliśmy na pola geotermalne (Hverir) - NIESAMOWITY krajobraz i kolory. W okolicach Akureyri spedzilismy 2 dni.
Potem powrot na weekend do Reykjaviku, ponoc bardzo imprezowego miasta. Ot, moze i tak. Na Reykjavik jak dla mnie wystarczy 1 dzien by sobie pochodzic. Na pewno nie jest jakis imponujacy w porownaniu do islandzkich krajobazow. W ogóle to tak się złożyło, że kilka dni przed wyjazdem gościłam CS z Islandii, fajnie, bo dali kilka dobrych rad. Na koniec zostawilismy sobie Poludnie kraju. Zdazylismy dojechac do lodowca Sólheimajökull. Udalo sie nawet postawic na nim stopy. Robi bardzo duze wrazenie, dziwnie wygląda. Niestety nie udalo sie dojechac dalej do Jokursalron i Skaftafell, a czytałam, że to mijesca bardzo polecane. I jeszcze wyspy Vestmannaeyjer, ale na to juz nie mieliśmy czasu. Południe kraju jest bardzo "komercyjne", jest tu masa turystów, całych wręcz autokarów. Biura oferują mnóstwo przeróżnych wycieczek. Oczywiście jest co oglądać (Dyrhólaey, Gullfoss, Skógafoss, Geysir i in) ja jednak preferuje mniej oblegane miejsca.
Co do informacji bardziej praktycznych to: Auto wypozyczylismy tu http://www.bluecarrental.is/book/. Za 9 (niecale 10) zaplacilismy 620 euro. Rezerwowalismy kilka miesiecy wczesniej. Mielismy Dacie Duster, nie umiem Ci powiedziec jak ze spalaniem, tankowalismy chyba z 5x do pelna a przejechalismy ok 3600km. Facet z wypozyczalni (Polak BTW) ostrzegał nas przed policją i owcami. Policje i radary spotkalismy w okolicach Reykjaviku, wiec na Fiordach srednio przestrzegalismy ograniczen predkosci, droga az sie prosiła o docisniecie gazu
;) A owce - owszem- są wszędobylskie i uważać trzeba. Złapaliśmy też gumę, z pomocą przyszła informacja turystyczna, dostalismy adresy wulkanizacji. Informajce turystyczne są niemal wszędzie, w najmniejszej nawet miejscowości. Lot nas kosztował 1300zł (bookowany w styczniu AirBerlin, przesiadka w Berlinie). Noclegi to Airbnb, booking.com i hostels.is Wszystkie byly ok, koszt 50-100zł od osoby. Bardzo przydatna mapka http://www.vegagerdin.is/english/road-c ... and1e.html I jak droga zaznaczona jest na czerwono, to rzeczywiscie przejezdna nie jest - sprawdziliśmy kilkukrotnie
;) Przewodnik - Lonley Planet, po angielsku, ale bardzo szczegółowy i przydatny. Mapa papierowa - http://ecsmedia.pl/c/islandia-mapa-1-40 ... 248105.jpg Oznaczona większość dróg i atrakcji. Wi-fi dostępne w wielu miejscach, w niektórych każą sobie płacić, zwłaszcza na Południu. Płatność kartą dostępna w zasadzie wszędzie, nie wymieniałam w ogole pieniędzy. Alkohol można kupić w specjalnych sklepach - Vinbudin (występują w miastach, które mają przynajmniej 2 ulice
;), no i gęściej w okolicach Reykjaviku, otwarte w różnych godzinach, np w Dalviku 11-18, niedziela - zamkniete). Pogoda bardzo różna - Akureyri słynie z najładniejszej pogody latem, Południe - deszczowe i chłodniejsze. I tak rzeczywiście było. Na pewno przecideszczowa kurtka, polar, czapka potrzebne. Ceny - ok 3x drozej (chleb - 10/15zł, piwo-10zł; polecam jagnięcine, stosunkowo niedroga, w porownaniu do innych produktów, a przepyszna; słynny zgniły rekin - OHYDA, wygląda bardzo ładnie, ale zjeść się tego NIE DA, kupilismy najmniejszą z możliwych porcji i ją wyrzuciliśmy). Warto skorzystać z ciepłych basenów - dostępne w wielu miasteczkach, stosunkowo tanie. My bylismy w Hosfos, z przepięknym widokiem na morze i góry. A całkowity koszt - około 4tys zł.
Zgodnie z tym co piszą w przewodnikach Islandia jest zachwycająca i niejednokrotnie określenie "breathtaking" było najbardziej odpowiednie.
Bardzo mi się nie podoba w relacji to że zdjęcia są wklejone poniżej tekstu... Piszesz i niewiem o czym, a nie chce mi się każdej nazwy sprawdzać w google grafika. Było by super jakbyś powstawiał więcej zdjęć
:D http://www.imageshack.us - serwer do uploadowania fotek, zrobi Ci nawet gotowy kod do wklejenia.1. Ile czasu byliście ?2. Ile kosztuje porcja zgniłego rekina ?
:DLece 11-18 sierpnia
:D
Dzięki Maango za relację.My zaczęliśmy naszą przygodę z Islandią w sierpniu '12 od pobytu ośmiodniowego, podczas którego udało nam się zrobić Złoty Krąg, południe do miejscowości Hofn i z powrotem, z krótkim wypadem promowym na Westman Islands. Co do ilości ludzi na południu latem, to bym się z Tobą sprzeczał, w sierpniu najwięcej ludzi było na Złotym Kręgu, ale i tak tej ilości nigdy nie nazwałbym tłumem
:)Kraj tak nas zaczarował, że wciąż wracamy do niego myślami i pomimo wielu innych planów wyjazdowych, trochę ku własnemu zdziwieniu, właśnie kupiliśmy bilety na czerwiec '14. Pójdziemy dokładnie waszymi śladami, w planach są Fiordy Zachodnie i dalej na północ.Ale z północy zamierzamy wracać pełną pętlą jedynki. W sumie kawał drogi i to tylko po to, by jeszcze raz zajrzeć nad Jokulsarlon. To miejsce nie bez powodu jest przez wszystkich polecane. Na dodatek każdego dnia wygląda zupełnie inaczej. Polecamy podczas waszej następnej wyprawy do Islandii.
:) Jakby co, służymy radą i doświadczeniami.
Wrzuce wiecej w fotek w przypływie wolnego czasu. Bylismy 10-19 czerwiec. A porcja rekina (ok 70g, jesli dobrze pamietam) kosztowała ok 8-9zł. W wielu miejscach polecano też Hornstrandir Nature Reserve, ale to już opcja dla piechurów i raczej z całym ekwipunkiem, bo teren jest niezaludniony, nie ma chyba opcji noclegu w hostelu czy czymś podobnym. Można się tam dostać statkiem, jest też droga (635), która się jednak kończy kawałek wcześniej.
Może zacznę od tego, że trudno było znaleźć ekipę wśród znajomych, ale za to znalazła się za pośrednictwem stronki globtroter.pl. Skład skompletowaliśmy dobre 5 mscy przed wyjazdem. Znając się wirtualnie i z kilku spotkań przy piwku, zaopatrzeni w doskonałe nastroje ruszyliśmy.
Nie zdecydowalismy sie na objezdzanie wyspy dookoła. Sporo czytałam na temat Islandii i najbardziej ciekawiła mnie część najbardziej dzika, a towarzysze przystali na ten pomysł. A czasu by nie starczyło, by objechać wszystko. W związku z tym skupilismy na Fiordach Zachodnich głównie i Północy, na koniec Reykjavik i okolice.
Pierwszego dnia mieliśmy do przejechania ok 400km, wybraliśmy drogę wzdłuż wybrzeża. Ochów i achów nie było końca, tak samo postojów na zdjęcia. Dojechaliśmy zmęczeni do hostelu, który zaopatrzony był w minigorący basen, dobra regenaracja po trasie.
Drugi dzień - dystans podobny, mieliśmy penetrować już same Fiordy Zachodnie. Dojechaliśmy do imponujących klifów (Latrabjarg - najdalej na zachód wysunięta część Europy), tam też polowaliśmy na urocze maskonury. Nocleg mieliśmy w przytulnym i ciasnym hostelu prowadzonym przez ok 80-letniego właściciela, bardzo dbającego o gości (jako jedyny podczas naszej wycieczki z każdym sie przywitał i przedstawił) - http://www.hostel.is/Hostels/Korpudalur/
Fiordy Zachodnie zrobiliśmy na wariata, a zdecydowanie to jest miejsce, gdzie można spędzić kilka dni, zapuścić się gdzieś na nogach, my głównie jeżdziliśmy. Dobrze, że noc nas chociaż nie ograniczała :)
Następnie znowuż wybrzeżem dojechaliśmy do naszego kolejnego noclegu w miejscowości Skagastrond. Tutaj skorzystaliśmy z serwisu Airbnb (https://www.airbnb.pl/rooms/158736). Zdecydowanie najprzyjemniejsze lokum noclegowe podczas wyprawy. Po drodze do nastepnego celu zatrzymaliśmy sie przy imponującym klifie Skagaheiði, gdzie "zaatakowały" nas konie. Lekka konsternacja nas ogarnela, jak całe stado na nas ruszyło :) Ale miały pokojowe nastroje, oczekiwały chyba smakołyków, i dość szybko straciły zaintersowanie.
Kolejny dzień - Akureyri i okolice (nocleg tu http://www.hostel.is/Hostels/Dalvik/,przyjemny bardzo hostel, fajnie urządzony). Tutaj Udało się wjechać nieco w Interior. Chłopacy się uparli by dojechać do wodospadu zaznaczonego na mapie. Szczerze to zaczynałam wątpić, że tam w ogole dotrzemy - droga kręta, żużlowa, a krajobraz coraz bardziej księżycowy. Ostatecznie dotarliśmy, ani żywej duszy dookoła, a wodospad rzeczywiście robił wrażenie.
W okolicach jeziora Myvatn trafiliśmy na pola geotermalne (Hverir) - NIESAMOWITY krajobraz i kolory. W okolicach Akureyri spedzilismy 2 dni.
Potem powrot na weekend do Reykjaviku, ponoc bardzo imprezowego miasta. Ot, moze i tak. Na Reykjavik jak dla mnie wystarczy 1 dzien by sobie pochodzic. Na pewno nie jest jakis imponujacy w porownaniu do islandzkich krajobazow. W ogóle to tak się złożyło, że kilka dni przed wyjazdem gościłam CS z Islandii, fajnie, bo dali kilka dobrych rad.
Na koniec zostawilismy sobie Poludnie kraju. Zdazylismy dojechac do lodowca Sólheimajökull. Udalo sie nawet postawic na nim stopy. Robi bardzo duze wrazenie, dziwnie wygląda. Niestety nie udalo sie dojechac dalej do Jokursalron i Skaftafell, a czytałam, że to mijesca bardzo polecane. I jeszcze wyspy Vestmannaeyjer, ale na to juz nie mieliśmy czasu.
Południe kraju jest bardzo "komercyjne", jest tu masa turystów, całych wręcz autokarów. Biura oferują mnóstwo przeróżnych wycieczek. Oczywiście jest co oglądać (Dyrhólaey, Gullfoss, Skógafoss, Geysir i in) ja jednak preferuje mniej oblegane miejsca.
Co do informacji bardziej praktycznych to:
Auto wypozyczylismy tu http://www.bluecarrental.is/book/. Za 9 (niecale 10) zaplacilismy 620 euro. Rezerwowalismy kilka miesiecy wczesniej. Mielismy Dacie Duster, nie umiem Ci powiedziec jak ze spalaniem, tankowalismy chyba z 5x do pelna a przejechalismy ok 3600km. Facet z wypozyczalni (Polak BTW) ostrzegał nas przed policją i owcami. Policje i radary spotkalismy w okolicach Reykjaviku, wiec na Fiordach srednio przestrzegalismy ograniczen predkosci, droga az sie prosiła o docisniecie gazu ;) A owce - owszem- są wszędobylskie i uważać trzeba. Złapaliśmy też gumę, z pomocą przyszła informacja turystyczna, dostalismy adresy wulkanizacji. Informajce turystyczne są niemal wszędzie, w najmniejszej nawet miejscowości.
Lot nas kosztował 1300zł (bookowany w styczniu AirBerlin, przesiadka w Berlinie).
Noclegi to Airbnb, booking.com i hostels.is Wszystkie byly ok, koszt 50-100zł od osoby.
Bardzo przydatna mapka http://www.vegagerdin.is/english/road-c ... and1e.html I jak droga zaznaczona jest na czerwono, to rzeczywiscie przejezdna nie jest - sprawdziliśmy kilkukrotnie ;)
Przewodnik - Lonley Planet, po angielsku, ale bardzo szczegółowy i przydatny.
Mapa papierowa - http://ecsmedia.pl/c/islandia-mapa-1-40 ... 248105.jpg Oznaczona większość dróg i atrakcji.
Wi-fi dostępne w wielu miejscach, w niektórych każą sobie płacić, zwłaszcza na Południu.
Płatność kartą dostępna w zasadzie wszędzie, nie wymieniałam w ogole pieniędzy.
Alkohol można kupić w specjalnych sklepach - Vinbudin (występują w miastach, które mają przynajmniej 2 ulice ;), no i gęściej w okolicach Reykjaviku, otwarte w różnych godzinach, np w Dalviku 11-18, niedziela - zamkniete).
Pogoda bardzo różna - Akureyri słynie z najładniejszej pogody latem, Południe - deszczowe i chłodniejsze. I tak rzeczywiście było. Na pewno przecideszczowa kurtka, polar, czapka potrzebne.
Ceny - ok 3x drozej (chleb - 10/15zł, piwo-10zł; polecam jagnięcine, stosunkowo niedroga, w porownaniu do innych produktów, a przepyszna; słynny zgniły rekin - OHYDA, wygląda bardzo ładnie, ale zjeść się tego NIE DA, kupilismy najmniejszą z możliwych porcji i ją wyrzuciliśmy).
Warto skorzystać z ciepłych basenów - dostępne w wielu miasteczkach, stosunkowo tanie. My bylismy w Hosfos, z przepięknym widokiem na morze i góry.
A całkowity koszt - około 4tys zł.
Zgodnie z tym co piszą w przewodnikach Islandia jest zachwycająca i niejednokrotnie określenie "breathtaking" było najbardziej odpowiednie.